Kochani, dzisiaj mocny tekst. Sezon przeziębień trwa w najlepsze, bo zima, jak się okazuje, nie powiedziała jeszcze ,,baj,baj- do widzenia”. Jak sytuacja wygląda u Was? My cały czas walczymy, ale z różnym skutkiem. Choroby moich dzieci sprawiły, że nie mogę przemilczać takich tematów. Uważam, że po to mam swoje miejsce w sieci, żebym mogła dzielić się z Wami- Rodzicami moimi przemyśleniami, czerpać od Was porady, wymieniać refleksami z rodzicielskiego świata.
Jakiś czas temu znudzona ciągłym siedzeniem z chorym Stefkiem w domu postanowiłam się wyrwać i po południu zabrałam starszaka na salkę zabaw. Tak się złożyło, że przepełniona zazwyczaj salka, świeciła pustkami. W myślach chwaliłam moment, w którym wpadłam na ten genialny pomysł. Szał zabawy porwał mojego syna i troje jego współtowarzyszy. To był czas na kawusie dla matek. Chwilo trwaj, jesteś piękna! Jednak parafrazując klasyka, my rodzice powinniśmy spieszyć się kochać takie chwile, bo tak szybko odchodzą… Zbyt pięknie…
Z recepcji zaczęły dochodzić krzyki.
-,,Oho jakaś mamuśka szaleje”- skwitowała jedna z nas.
– Pewnie składa reklamacje na krzywe ściany.
My zaczęłyśmy się śmiać, ale przesympatycznej recepcjonistce nie było do śmiechu. Na nic się zdały tłumaczenia.
Ja, jak to ja- ciekawa świata porzuciłam moją ciepłą kawkę i postawiłam czym prędzej sprawdzić, co się dzieje. Tym bardziej, że nie cierpię, gdy ktoś rozwiązuje swoje problemy krzykiem. Was też to tak drażni? Ludzie, naprawdę możemy rozmawiać normalnie. Powiem więcej, zawsze przynosi to lepsze efekty.
Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam młodą dziewczynę z recepcji, której do słowa nie dała dojść rozwścieczona matka na oko sześcioletniej dziewczynki. Tłumaczyła chaotycznie, że wracają z córką z sanek i że dziecko wcale nie jest chore, a kaszel i katar to efekt zmęczenia. Hmmm, serio, pomyślałam?
Robiło się coraz ciekawiej, bo matka nie dawała za wygraną. Postanowiła wejść na salkę zabaw za wszelką cenę. Kiedy podeszłam bliżej moim oczom ukazała się dziewczynka w różowym kombinezonie z podkrążonymi od kataru oczami, czerwonym nosem i polikami. Miałam wrażenie, że zaraz się przewróci…Jej mama uparcie tłumaczyła młodej recepcjonistce, że córka jest zdrowa. To ciekawe, bo w tym samym momencie moje uszy usłyszały chrypiący, aż okropny kaszel, a oczy ujrzały gile po pas. Wiem, kiedy dziecko jest chore, znam to z życia i jestem wyczulona na punkcie chorych maluchów.
Dosyć tego! – pomyślałam i ja, zazwyczaj spokojna, jak zawsze w takich momentach przeistoczyłam się w lwicę broniącą swoich dzieci.
Recepcjonistka zwyczajnie zauważyła, że mała dziewczynka ledwo stoi na własnych nogach, kaszle i pociąga nosem. Zwróciła uwagę mamie, że według niej dziecko jest chore i nie może go wpuścić na salkę. Były na niej przecież zdrowe dzieciaki, moje również. Dziewczyna tłumaczyła matce, że jedno chore dziecko może zainfekować czwórkę zdrowych, które przebywały na salce. Jak widać nie dla wszystkich jest to takie oczywiste! Matka była strasznie uparta i nie dawała za wygraną. Jakim prawem ktoś może ją pouczać jak wychować JEJ dziecko. Ewidentnie nie lubiła przegrywać. Znamy takie typy, co?
No i wtedy do akcji wkroczyłam ja, cała ubrana na czarno. Serio, argumenty tej kobiety nie trafiały do mnie, bo kaszel to kaszel, a katar to katar. Zdrowe dziecko nie powinno ani kaszleć, ani pociągać nosem (no chyba, że ma stwierdzona alergię). Powiedziałam stanowczo, że przyszłam na salkę ze zdrowym dzieckiem i z takim też chciałabym z niej wyjść. Potwierdziłam też słowa recepcjonistki, że według mnie jej córka wygląda na chorą i że powinna położyć się do łóżka, a nie bawić się na salce.
W jednej sekundzie kobieta wzięła córkę pod pachę, odkręciła się na pięcie i opuściła salkę zabaw, krzycząc, że już nigdy się w niej nie pojawi.
Czy było mi jej szkoda?
I tak i nie…Szkoda mi było raczej jej córeczki, bo jej mama nie do końca myślała ……Stwierdzenie, że dziecko jest chore naprawdę nie wymaga niewiadomo jakiej wiedzy. Kaszel i katar to objawy, które z początku może wyglądają niewinnie, ale mogą prowadzić do fatalnych powikłań.
Kiedy w końcu rodzice zrozumieją, że katar i kaszel to już objawy przeziębienia? Naprawdę lepiej będzie i dla malucha, i dla otoczenia, i dla samych rodziców (ze względu na możliwe powikłania), aby nasze pociechy w takim stanie zostały w łóżku. To niby powinno być oczywiste, ale czy faktycznie tak jest?
Każdego ranka zaprowadzając Olka do przedszkola zastanawiałam się, kiedy nadejdzie dzień, w którym w szatni nie usłyszę ani jednego kaszlącego dziecka albo pociągającego nosem. Czy to już plaga – chore dzieci w przedszkolu to już coś normalnego. Mamy to szczęście albo i nieszczęście że Olek chodzi do chyba największego przedszkola w Polsce, liczącego ponad 300 dzieci. Wyobraźcie sobie, jaka kumulacja wirusów musi w nim panować. Naprawdę przy tak dużej ilości dzieci ciężko o poranną weryfikacje, które dziecko może być przyjęte a które nie. Taką weryfikację mój starszak przechodził w żłobku, ale sami rozumiecie, tam było bardziej kameralnie, a ilość dzieci nie przekraczała 50. Nie mogę wymagać od przedszkola, salki zabaw, supermarketu, że zapewni na lekarza, który każdego poranka będzie weryfikował zdrowie naszych dzieci. Od tego ma rodziców. To my wiemy najlepiej, czy nasza pociecha jest zdrowa, czy już przeziębiona. Pragniemy dla naszych maluchów wszystkiego co najlepsze,dlaczego więc narażamy je na poważne powikłania, które mogą być konsekwencją nieleczonej grypy.
Nie na darmo składając życzenia urodzinowe, świąteczne zaczynamy najpierw od życzenia zdrowia. Ostatni rok pokazał mi, że jest ono bezsprzecznie najważniejsze. Jakimi nędzarzami jesteśmy bez niego? I skoro mówimy o tym zdrowiu, to przestańmy udawać, że nasze dziecko wcale nie kaszle, albo wcale nie ma kataru. Zwykły kaszel może przerodzić w zapalenie oskrzeli, a to w zapalenie płuc. Wiesz co oznacza małe dziecko i zapalenie płuc? Szpital, wylane łzy i masa stresu. Dlatego dmuchaj na zimne. Dla dobra swojego i swojego dziecka zostań w nim domu, przytul je, ogrzej i pozwól w spokoju wyzdrowieć.
P.S. Wielkie brawa dla dziewczyny z recepcji, która postawiła się matce. Oby nasze dzieci częściej spotykały na swojej drodze takich odpowiedzialnych ludzi.
10 komentarzy
Skąd ja to znam! Pracowałam w przedszkolu i takie rzeczy były na porządku dziennym. Dzieci zakatarzone, duszące od kaszlu, ale to oczywiście „alergia”. Zdarzały się takie, które przyprowadzały dzieci z gorączką, biegunką, wymiotami,bostonką, ospą (krostki zamaskowane podkładem!). Masakra! Mamusie jeszcze próbowały nam wciskać leki do podania, bo one się spieszą do pracy, co jest absolutnie niedopuszczalne! Chore dzieci zostawia się w domu. W kontakcie z dziećmi, które mają już infekcje, może to przerodzić się w coś naprawdę poważnego. No i chore dziecko zaraża zdrowe….
Serio rodzice uciekali do takiego rozwiązania, aby krosty maskowac podkładem? Żenujące! i bezmyślność. Serio. Opowiedz jeszcze jakieś historie?
Historii była cała masa. Był jeden rodzic (ojciec), który przyprowadzał chłopca do przedszkola. Jesień, zima a dziecko wciąż w adidasach! Śnieg, mróz, ale gdy było ładnie, chcieliśmy choć na chwilę dotlenić się na dworze. miałyśmy naprawdę wielki dylemat czy wyjść. Często zostawaliśmy. Ten chłopiec często był zakatarzony (zielony gil po pas). Podczas rozmowy z tatą oczywiście to alergia. Nie mogłam narażać innych maluchów bo już kolejne dzieci zaczynały pociągać nosem. Tata twierdził, że był z synkiem u lekarza i że dziecko jest zdrowe, może chodzić do przedszkola i mieć kontakty z dziećmi. No to poprosiłam go aby przyniósł zaświadczenie lekarskie o stanie zdrowia dziecka. I co? Chłopca nie było ponad tydzien. Z tego co wiedziałam mama nie pracowała więc naprawdę byłam w szoku że wysyłali chore dziecko do przedszkola…
Zawsze się zastanawiam, co sobie myślą tacy rodzice… To, że nie myślą o innych dzieciach to jedno, ale żeby tak traktować własne dziecko? Nie zaczarujemy rzeczywistości wykonując czynności jakby dziecko było zdrowe – pozytywne myślenie to trochę za mało 😉
Tak, chodzi głównie o ich dzieci. Katar czy kaszel to może być poczatek czegoś poważniejszego. I zazwyczaj tak to się kończy. Traci na tym dziecko tych rodziców i inne dzieci przedszkolne.
Masakra… Ja też w szatni przedszkola notorycznie spotykam nie pokasłujące i z lecącą wodą z nosa, a charczące jak gruźliki i zakatarzone na zielono po sam pas dzieci. Nie rozumiem tego! I dlaczego ja przy każdej, nawet drobnej infekcji siedzę z dzieckiem w domu, żeby chronić inne dzieci, a inne matki mojej córce podtykają pod nos wirusy. Wkurza mnie to!
Życie, szkoda, że takie bezmyślne. Rozumiem katar alergiczny, ale nie znoszę chorych dzieci w przedszkolu kaszlących na mojego synka.
Ja też, nawet ostatnio pytam córkę kto kaszlał i kichał w przedszkolu, ale na szczęście od jakiegoś czasu odpowiedź zawsze brzmi NIKT 🙂
Nigdy nie puszczam Tośki do pkola jak ma jakiekolwiek niepokąjace objawy, ze względu na inne dzieci, ale też na nią samą – przecież ten zwykły katar, który ma nie dość, że może kogoś zarazić to u niej samej spowodować gorszą chorobę… Nie rozumiem zachowania rodziców, którzy na siłę próbują wmówić wszystkim wkoło, że ich ewidentnie chore dzieci są zdrowe… o.O
To, że ta mama nie przejmowała się innymi dziećmi to jedno, ale, że też nie zadbała o swoje, o jego zdrowie, szok! Ja nie rozumiem, jak można wyciągać chore dziecko z domu tylko po to by się pobawiło, przecież w domu też może spędzić ciekawie czas. 😉