Po lekcji historii wróciłam do domu, jak zawsze…z kluczem na szyi, bo mama i tata powinni być wtedy w pracy.
Tamtego dnia po wejściu do naszego skromnego mieszkania moim oczom ukazała się zapłakana mama. Łzy ciekły jej po policzkach, a tata dopalał właśnie dziesiątego papierosa. Na pytanie, co się stało i dlaczego płaczą usłyszałam – NIC się nie dzieje. Powiedzieli jedynie, że mama ma problemy z sercem i musi położyć się do szpitala na kilka dni. Uprzedzili, że mam się niczym nie martwić, bo wszystko jest w najlepszym porządku. Dopiero trzy lata później skojarzyłam fakty, że tego feralnego dnia moja mama dostała diagnozę – to była białaczka.
Potem pamiętam już tylko jej kolejne pobyty w szpitalach, wizyty u lekarzy i reklamówkę leków w kuchennej szafce…Rodzice przez cały ten czas wmawiali mi, że to nic niebezpiecznego i że mama czuje się świetnie. Owszem, nigdy nie dała po sobie znać, że coś jej dolega…Zawsze uśmiechnięta i zadowolona, ale kiedy wszyscy spali ryczała jak bóbr w kuchni wypalając kolejnego papierosa.
Minęły trzy lata od dnia, kiedy wróciłam do domu po lekcji historii. Lekarz właśnie ściskał rękę mamy mówiąc, że po białaczce nie ma śladu, pokonała ją. W domu zapanowała radość, cisza zrobiła się głośna, życie znów stało się kolorowe, tata w końcu się uśmiechnął. Ten dzień pamiętam, jakby wydarzył się wczoraj.
Ta radość trwała jedynie kilka miesięcy. Została przerwana kolejną diagnozą. Szybka akcja – operacja, poprawa, powrót do domu, marzenia o przyszłości i nagły spadek… Widziałam, jak stan zdrowia mamy pogarszał się z dnia na dzień. Więdła niczym niepodlany kwiat. Traciłam ją. Oczywiście, wszyscy w koło nadal twierdzili, że mamie nic nie będzie. Sama mogłam się domyślać, że jednak coś się dzieje i jest bardziej poważnie, niż mogłabym przypuszczać.
I było poważnie, bo dwa miesiące po stwierdzeniu przerzutów odeszła.
Zostałam sama z tatą, miałam piętnaście lat. Straciłam matkę, przyjaciółkę i autorytet. Kontakty z tatą zawsze miałam dobre, ale tylko dlatego, że nigdy go nie było. Wiecznie pracował.. I kiedy odeszła ona, poczułam pustkę, czułam że nie zdążyła mi przekazać wszystkiego, co powinna.
Pięć pierwszych lat po jej odejściu były najgorszymi w moim życiu. Samotność, brak wsparcia i zrozumienia przez innych zmienił mnie. Wszyscy w koło, którzy klepali mnie wtedy po plecach mówili, że będzie dobrze nie rozumiejąc do końca swoich słów.
Śmierć mamy kazała mi dorosnąć, z nastolatki stałam się kobietą odpowiedzialną za siebie i swojego tatę.
Ze stratą najbliższej osoby można żyć, mimo iż nic już nigdy nie będzie takie samo. Najgorsze są Święta i mimo upływu czasu każdy świąteczny dzień powoduje we mnie stres i ból serca, że najchętniej schowałabym się w jakiejś dziupli i przeczekała ten czas. Teraz, kiedy sama jestem mamą, cieszę się z każdego dnia, który jest dla mnie takim właśnie świętem…
11 komentarzy
Wzruszajaca historia. Moja mama odeszla kiedy już bylam dorosla. Kilka lat temu, ale wciaz trudno mi w to uwierzyc. Pozdrawiam serdecznie beata
Śmierć naszych rodziców chyba zawsze jest trudnym przeżyciem, niezależnie od naszego wieku tracimy kogoś dla nas najważniejszego na świecie i to jest cholernie trudne. Ja już jestem dorosła i nie wyobrażam sobie że mojej mamy kiedyś zabraknie. Musiało być ci bardzo trudno poradzić sobie w tak młodym wieku z taką stratą. Pozdrawiam ciepło.
Nigdy nie mogłam sobie wyobrazić straty rodzica, bliskiej osoby. Zresztą dalej nie potrafię…Chciałabym wychować swoje dziecko, żeby nie musiało za szybko dorastać.
No naprawdę, żeby o 1 w nocy wyciskać ze mnie tak łzy. Wzruszająca historia bardzo. 🙁 Ogromna miłość i tęsknota, nie umiem sobie tego wyobrazić..
Bardzo Ci współczuję kochana:( mimo takich przeżyć jesteś cudną, tryskającą życiem, radością i energią kobietką!:*
Kochana jesteś:)…Wiesz czas na szczęście goi rany:)
Poruszające..
Najgorszą rzeczą dla dziecka jest strata rodzica, bez względu na to w jakim wieku ta sytuacja ma miejsce. Mimo wszystko uważam, że jesteś wspaniałą matką i kobietą- być może dlatego, że próbujesz swojemu dziecku pokazać jak czerpać radość z każdego dnia i chwili.
Bardzo mi przykro. To straszne że nikt nie był z Toba szczery. NIe miałam 5 lat a naście i wg ktoś powinien z Toba o tym rozmawiac byś mogła sie z tym oswoic i przygotowac. Wychowywanie sie bez mamy.. nawet nie umiem sobie wyobrazic. MOja do dzis jest zawsze blisko, obok. MOge na nia liczyc. Jest obecna w moim zyciu i serdecznie wposczuje wszystkim ktorzy nie moge sie tym czasem cieszyc tak jak ja
Czytam i płaczę.
Zawsze gdy czytam historie podobne do Twojej to nie mogę się opanować 🙁
Śmierć rodzica, a zwłaszcza matki jest czymś co ciągle wypieram ze swoich myśli. Dla mnie to jest po prostu nie do wyobrażenia. Wiem, że kiedyś przyjdzie taki dzień i bardzo się go boję…
to historia z tych, które mnie poruszają – trochę jak w wierszu Brodskiego „tylko cierpienie budzi we mnie zrozumienie”.