Jeszcze kilka lat temu marzyłam o przyjacielskiej relacji ze swoimi dziećmi. Chciałam z córką – której nie mam – wymieniać się ciuchami, móc poplotkować o wszystkim, wspólnie farbować włosy, wyskoczyć na drinka. Zazdrościłam koleżankom, które miały świetne relacje z mamami. Dzisiaj patrzę już na to nieco inaczej i wcale nie chcę przyjaźnić się z własnymi synami. Dlaczego nie przyjaźń z własnym dzieckiem?
Przyjaciel to osoba, z którą nadajemy na podobnych falach, która ma podobne doświadczenia życiowe i zbliżoną dojrzałość emocjonalną. Ktoś kto zna nasze zalety i wady i mimo wszystko nas akceptuje, wspiera i rozumie w każdej sytuacji – bez oceniania..Czy faktycznie chcesz, aby taką osobą w Twoim życiu było własne dziecko, czy może po prostu mylimy pojęcia? Pora na chwilę refleksji.
Gdy patrzę z perspektywy czasu na moje dorastanie jestem wdzięczna rodzicom za jasno wyznaczone granice w naszym domu. Możesz mieć dobry kontakt z Mamą czy Tatą, ufać im, zwierzać się z problemów, ale też dobrze, gdy w rodzinie jest ustalony jasny podział obowiązków. Nie jestem zwolenniczką zakazów, bo one tylko podkręcają chęć, żeby je łamać. Jednak sądzę, że w niektórych przypadkach dobrze jest je ustalić. Nigdy nie imprezowałam z moją mamą, ale od tego miałam przecież koleżanki. Wiedziałam natomiast, że zawsze mogę liczyć na rodziców. Dawali mi wolność do podejmowania własnych decyzji.
Czym jest przyjaźń z własnym dzieckiem?
Jest takie piękne powiedzenie: ,,Hebluj synu, hebluj – jak trzeba będzie to ojciec przyjdzie z siekiera i za Ciebie poprawi”. Obrazuje to wolność, dawanie swobodnej przestrzeni do działania, ale też pokazuje ogromne wsparcie. Czy jest to recepta na właściwe relacje na linii dziecko – rodzic? Być może.
Z jednej strony zazdrościłam koleżankom superrelacji z rodzicami, tego, że wszystko sobie mówią, ale z drugiej strony… Jestem im wdzięczna, że na etapie podstawówki oszczędzili mi opowieści o różnych problemach, które miały miejsce w naszym domu. O opowieściach o porzuconej przez męża sąsiadce, czy problemach z pracą. I nie chodzi o to, żeby chować dziecko w kryształowej kuli, bo życie jest okrutne. Są też sytuacje, gdy dzieci muszą szybciej dorosnąć, ale naprawdę nie ma sensu opowiadać im o niektórych problemach dorosłych. W czym ten nastolatek może nam pomóc? Miałam problemy adekwatne do wieku, dzięki temu moja inteligencja emocjonalna wzrastała swoim tempem.
Uważam, że rodzice nie powinni robić sobie z dzieci przyjaciół, zwierzać się im z kłótni małżeńskich, bo to są sprawy innego kalibru. To, w jaki sposób opowiadasz swojemu dziecku o jego ojcu, bardzo wpływa na postrzeganie taty. A wiadomo, że trudno być oszczędnym w słowach relacjonując kłótnie i będąc w silnych emocjach…
Mam nadzieję, że za kilka lat nasi synowie podziękują nam, że nie chcemy przyjaźnić się z nimi. Wiem, że może to teraz brzmieć kontrowersyjnie, ale najważniejsze jest utrzymanie dobrych relacji z dzieckiem. Marzę, żeby wiedzieli o tym, że mają w nas wsparcie i zawsze możemy porozmawiać, ale też chcę, aby mieli świadomość, że w naszym domu panują ustalone granice i zasady. Myślę też, że taki układ daje naszym dzieciom pewne poczucie bezpieczeństwa.
Jestem ciekawa, co sądzicie na temat przyjaźni z własnym dzieckiem?
„przyjaźń z własnym dzieckiem”