W niedzielę rano wsadzimy nasze szanowne dupcie w wypucowany samochód i rozjedziemy się – najpierw na śniadanko do mamusi, potem na obiadek do teściowej. W poniedziałek powtórzymy niedzielny rytuał w między czasie oblewając się wodą, rozdając stówkę lub dwie pomiędzy dzieciaki, a we wtorek wylądujemy w szpitalu z przejedzenia.
Święta od jakiegoś czasu kojarzą mi się z gigantycznym stresem i obżarstwem takim, że zaparcie męczy przez kolejny tydzień, a wyrzuty sumienia – przez miesiąc.
W dzieciństwie święta – czy to Bożego Narodzenia, czy Wielkanocne – kojarzyły mi się z rodziną, miłością, prezentami, choinką czy gwiazdką, królikiem czy święconką. Uwielbiałam, kiedy zbliżały się te magiczne dni. Kiedy mama piekła białą kiełbasę w prodiżu, tata ucierał ser na sernik, a ja z siostrą pucowałyśmy kryształy w dużym pokoju i robiłyśmy dekoracje świąteczne.
Tak było kiedyś…
Teraz święta to komerha. Wszędzie widzę jak nie króliki, to pisanki, jak nie pisanki, to inne chińskie buble mające na siłę przypominać nam o czasie świąt. Nawet na cmentarzu ludzie dekorują groby w świąteczne ozdoby, które zamiast przypominać miejsce pochówku, kojarzą się z przysłowiową choinką. Im więcej wszelakich ozdób, tym „lepiej”.
W całej tej komercjalizacji zapominamy chyba o prawdziwym znaczeniu świąt i o tym, po co one w ogóle są. Czy podczas wielkanocnego śniadania rodzina rozmawia o tym, co sprawiło, że można spotkać się w tak dużym gronie? Czy Twoja mama albo teściowa kiedykolwiek spokojnie usiadła przy stole i zjadła choć jeden posiłek nie wstając w międzyczasie? Moja zawsze siadała na tzw. „wylocie”, żeby było jej łatwiej wynieść i przynieść. Rozmowy dotyczą prezentów, polityki, pracy, zarobków i innych spraw odbiegających od tematyki świątecznej. Dotyczą tego, o czym można porozmawiać w zwykły piątek czy świątek, na który nie trzeba czekać cały rok. Czy warto w pocie czoła pruć przez całą Polskę przemierzając setki kilometrów, aby porozmawiać o tym, jakim to złym premierem był Donald Tusk?
Żeby zaoszczędzić sobie rozmów tego typu, stresu, który zawsze mi towarzyszy podczas świątecznych śniadań, obiadów i kolacji postanowiłam spędzić te święta inaczej. Olewamy sprzątanie, mycie okien, trzepanie dywanów, kręcenie sera i wyjeżdżamy. Będzie nadal rodzinnie, ale zamiast o nieudolności naszych polityków i o tym jak ciężko żyje sie w Polsce będziemy rozmawiać o zabytkach Barcelony, o pięknej pogodzie i hiszpańskiej kulturze. Bedzie inaczej i w głębi duszy czuję, że to będą fantastyczne święta.
Tego samego życzę i Wam, zdrowych, spokojnych Świąt Wielkiej Nocy. Niech to będzie dla Was magiczny czas, pełen refleksji i odpoczynku. Oluś również życzy Wesołych Świąt.
9 komentarzy
Bardzo słuszne spostrzeżenie, sama mam ochotę zainicjować jakiś „inne” temat przy rodzinnym stole. Problem komercjalizacji dotyczy wszystkich świat zaczynając od Bożego Narodzenia przez walentynki, dzień babci i dziadka, dzień kobiet, Wielkanoc etc. Takie prawo handlu trzeba się do tego przyzwyczaić, a jeśli chodzi o „inność” świąt będąc dzieckiem, to myślę że wtedy najmniej interesowało Nas siedzenie przy stole dlatego te wspomnienia tez są inne 🙂
Ciesze się, że się ze mną zgadzasz:)
Sama chętnie spędziłabym tak święta 🙂 Barcelona na pewno Cię nie rozczaruje! /Justyna.
Mam nadzieję, że mnie nie okradną…Słyszałam, że kieszonkowcy szaleja.
Ajj zazdroszczę Hiszpani! 🙂 ja jadę do teściów i moje przygotowania kończą się na upieczeniu babki. W tym roku niestety czekają nas niewesołe święta ze względu na sytuację w rodzinie. ja nawet okna będę myła po świętach 🙂 pozdrawiam, Agata
Agata, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Udanych świąt.
u nas w rodzinie jest troszkę inaczej niz piszesz. zawsze wszyscy pomagają, zarówno w przygotowaniach jak i potem przy „obsłudze” i sprzataniu. zawsze tak było w moim rodzinnym domu. i od kiedy mam swoj dom i wszystkie swieta sa u mnie (ok 12 osob na BN i WN) to też nigdy nie jest tak ze tylko ja biegam a reszta siedzi i się gości. wszyscy pomagaja nakryc stół i posprzatac.
A do sprzatania przed swietami mam rozsadne podejscie. nic na siłę. jak mi sie chce to zapiepszam i sprzatam, a jak nie mam ochoty to nie. w przygotowaniu potraw dzielimy sie z mamą i 2 siostrami. wiec jedzenia jest ogrom a nikt sie duzo nie napracuje. ogolnie jest super. zajaczek, wspolna swieconka, swiateczne sniadanie, lany poniedziałek… uwielniam ten klimat i tradycje
I choc baaaaardzo marzy mi się wyjazd nad morze, albo gdziekolwiek, obojetnie gdzie, bo baaardzo dawno nigdzie nie bylismy to ja osobiscie nie wyjechalabym w swieta. mozna jechac zawsze, a swieta dla mnie najlepsze sa w domu z moja liczna i głośną rodziną 🙂
Ale to jest moje zdanie i uwazam ze kazdy ma prawo myslec, czuc i robić jak chce, dlatego życzę Wam udanego wypoczynku, pieknej pogody i niesamowitych wspomnien. trzymajcie sie kochani
Aga, pewnie że tak, każdy robi jak chce. To sa moje pierwsze wyjazdowe święta, zdecydowałam się na nie, bo jak pisałam świeta to dla mnie za duzy stres, a poza tym nie mam tak dużej rodziny jak Ty. Pozdrawiam,Kamila
Lubię ten okres… zwłaszcza wtedy gdy święta nie są spędzane w naszym domu 🙂 Miło jest pogościć się od czasu do czasu u kogoś po czym wrócić do domu, uwalić się i iść spać – że tak dosłownie to nazwę 😉 Bez zmywania i sprzątania
Pozdrawiam, MG